Po bardzo wyrównanym spotkaniu Muszynianka Domelo Sokół Łańcut przegrał na wyjeździe z Zastalem Zielona Góra 86:84. Mimo walki do ostatniego posiadania drugi raz w tym sezonie przegrywamy z drużyną trenera Dedka. Teraz czeka nas domowy pojedynek z Dzikami Warszawa.
Mecz dużej wagi
Nie sposób nie podkreślić tego, jak ważny to był mecz dla naszej drużyny, który będzie ważnym czynnikiem w walce o utrzymanie. Zastal ma swoje problemy, dość wyraźne poza parkietem, ale również zdrowotnie wielu graczy dopiero wracało do trenowania. Niestety podobnie sytuacja wygląda w Sokole, który przecież po Starcie Lublin stracił trzech zawodników z rotacji. Nie mógł zagrać bowiem Marcin Nowakowski, Tyler Cheese oraz Biram Faye. Po raz kolejny wyruszyliśmy w drogę w niepełnym składzie. W pierwszym meczu pomiędzy tymi drużynami nie brakowało walki, a wynik na styku utrzymywał się do samego końca. Doskonałym dowodem tego jest fakt, iż o końcowym rezultacie zadecydowała dogrywka, która niestety nie potoczyła się dla nas korzystnie. Kibice Sokoła na pewno liczyli po pojedynku ze Startem Lublin, że w końcu nastąpi przełamanie, które poniesie zawodników do walki w następnym spotkaniach. Parkiet pokazał, że obie ekipy za wszelką cenę chciały odnieść zwycięstwo, lecz w końcowym rozrachunku, to gospodarze cieszyli się ze zwycięstwa. Jednak może zacznijmy od początku, co się stało.
Niemrawy początek, ale wyrównana połowa
Pierwsze minuty tego spotkania wcale nie wyglądały źle, a wręcz przeciwnie. Sokół popisał się świetną skutecznością zza łuku, ponieważ trójki trafili kolejno Struski, Łabinowicz i Gomez. To pozwoliło odskoczyć na 4:9, lecz potem run zaliczyli zawodnicy Zastalu. Z bardzo dobrej strony pokazywał się Kikowski, który też dokładał rzuty z dystansu, na wzór wcześniej wspomnianych naszych zawodników. Kolejne trafienia Kołodzieja, czy też Halla sprawiły, że bez skutecznej odpowiedzi wynik nagle zamienił się na wyraźne prowadzenie Zastalu. Na trzy i pół minuty do końca kwarty gospodarze prowadzili bowiem już 22:13. Na szczęście Sokół w porę zareagował, odrabiając straty, a swoje pierwsze punkty po powrocie do Łańcuta zaliczył Delano Spencer. Dobry start naszego zespołu, lecz chwila rozkojarzenia i po 10 minutach prowadzenie graczy z Zielonej Góry, 25:20.
Co prawda druga kwarta nie rozpoczęła się zbyt dobrze, to jednak na cztery oczka rywala doskonale odpowiadaliśmy za sprawą trójki Kroczaka i skuteczności Adama Kempa pod koszem. Punkty zdobywał również Ike Nwamu, jednak w jego przypadku pierwsza połowa stała przede wszystkim pod znakiem start, które uniemożliwiały kontynuowanie dobrych zrywów. Po nieco ponad piętnastu minutach udało się złapać Zastal już tylko na jedno oczko, a tak mała strata (jednego, bądź kilku punktów) utrzymywała się dość długo. Dopiero w samej końcówce rywale powiększyli prowadzenie i na przerwę schodzili z wynikiem 47:41.
Druga połowa bez szczęśliwego finału
Trzecia kwarta była zdecydowanie naszą najlepszą odsłoną tego meczu, ponieważ tuż po wejściu punkty zdobywali Kemp, czy nowy nabytek Artur Łabinowicz. Warto też podkreślić, że niedługo potem udało się wyrównać stan tego meczu, ponieważ na tablicy wyników zobaczyliśmy 56:56. Był to jasny znak, że będzie się tu jeszcze sporo działo w końcówce. Ta odsłona zakończyła się celnym rzutem Woronieckiego, natomiast zdecydowanie to była nasza najlepsza kwarta. Strata jedynie dwóch punktów pozwalała bez problemu myśleć tutaj o zwycięstwie.
Ostatnia kwarta to przede wszystkim akcje punkt za punkt, tak należy określić ten moment w meczu. Gospodarze czuli duże wsparcie zgromadzonej na miejscu publiczności, jednak Sokół doskonale odpowiadał, m.in.: za sprawą Terrella Gomeza. Później swoje dwa, choć lepsze będzie sformułowanie, trzy grosze dorzucił Łabinowicz, który był dziś bezbłędny za 3 punkty (4/4). Niestety to trafienie było ostatnim Sokoła w tym meczu. Bo błędach i faulu Nwamu, na linii rzutów wolnych pojawił się Washington. Do końca pozostało 18 sekund, więc trafione dwie próby, niemalże zakończyłyby ten mecz. Gracz Zastalu chybił kompletnie i Sokół nie tylko miał szanse na remis, ale nawet na zwycięstwo w podstawowym czasie. Jednak ostatnie decyzje rzutowe czy to Nwamu, czy też Gomeza nie dały upragnionych punktów. Na 1.1 sekundy do syreny wznawialiśmy piłkę zza końcowej linii i trafiła ona do Adama Kempa. Nasz center nie trafił, ale był ewidentnie faulowany, czego nie zauważyli sędziowie, choć tę akcję zostawiamy wam do oceny. Mecz zakończył się wynikiem 86:84.
Oczekiwanie na przełamanie
Warto podkreślić, jak wiele zmian zaszło w ekipie Sokole w ostatnim czasie, dlatego też potrzeba chwili na dotarcie. Natomiast meczów nie pozostało zbyt dużo, więc pojedynki takie jak dziś, będą niezwykle ważne. Z Zastalem zdecydowanie za często traciliśmy piłkę (16 strat), przy tylko 11 rywala. Trafiliśmy aż 15 trójek i to naprawdę na dobrej skuteczności (43%), lecz to nie wystarczyło. Co ciekawe, mimo braku nominalnego centra na ławce rezerwowych, zdominowaliśmy grę na obręczy, ponieważ w rozrachunku zbiórek Sokół wygrał (40-34). Możemy dyskutować na temat ostatniej akcji oraz braku gwizdka, lecz na pewno w przyszłości musimy wcześniej rozstrzygać spotkania, tak by w kluczowych momentach, to nie od sędziego zależał rezultat. Przed Sokołami jeszcze trochę spotkań, dlatego pozostaje skoncentrować się na treningach i do samego końca powalczyć. Tym bardziej że pojedynki z Arką, czy GTK rozegramy na własnym terenie.
Okiem trenera
– Gratulacje dla drużyny przeciwnej, mecz mógł zakończyć się w dwie strony. Bardzo ciężkie gatunkowo starcie dla nas. Mieliśmy problemy z głębią składu i nadal mamy, co dziś było widać, gdy szybko 2 faule złapał Adam Kemp. W pierwszej połowie zdecydowanie za dużo strat, teraz pozostaje nam odkuć się w domu i ugrać zwycięstwo – powiedział po meczu Marek Łukomski
Leave A Comment