Po ostatnim spotkaniu Zastalu Zielona Góra niestety sytuacja w walce o utrzymanie uległa pogorszeniu. Ratunkiem na taki obrót spraw mogła być wygrana z Legią Warszawa, natomiast klub ze stolicy wiedział, jak zagrać na naszej arenie, wywożąc zwycięstwo 71:82. Następne spotkanie już w czwartek, a na halę MOSiR przyjedzie ekipa z Torunia.
Dalej w niepełnym składzie
Ostatni mecz ze Stalą Ostrów Wlkp. napawał pewnego rodzaju optymizmem, ponieważ gra wyglądała zdecydowanie lepiej, niż w porównaniu do spotkania w Stargardzie. W dodatku do gry w bardzo dobrym stylu wrócił Tyler Cheese, więc w końcu mogliśmy grać z liderem w składzie. Cały tydzień przygotowań, nastawiania się mentalnie na walkę od pierwszej do ostatniej syreny. Zawodnicy na wywiadach przed spotkanie mówili wprost, wchodzimy w okres, gdzie każde spotkanie musimy grać jak o mistrzostwo. Niestety w meczu przeciwko Legii dalej nie oglądaliśmy Artura Łabinowicza, który jeszcze podczas przerwy na Puchar Polski doznał kontuzji. Mimo bardzo szybkiej i sprawnej rehabilitacji nie mogliśmy jeszcze oglądać tego zawodnika w akcji. Do naszej hali przyjechała Legia Marka Popiołka, która zdecydowanie jest drużyną nieprzewidywalną, natomiast z góry wszyscy stawiali ją w roli faworyta, co było oczywiście zrozumiałe. Jak nasz skład poradził sobie z takim wyzwaniem? Na pewno nie można odmówić walki, ale zdecydowanie brakowało wykończenia, co mocno się na nas odbiło. Może zacznijmy od początku
Pierwsza kwarta nie napawała optymizmem
W tym sezonie bywały okresy, kiedy wejście w spotkanie Sokoła wyglądało naprawdę bardzo dobrze i były to głównie mecze, które udawało się wygrać. W starciu z Legią wszystko rozpoczęło się od skutecznego rzutu z dystansu Cowelsa III, a niedługo później punkty dołożyli Ponitka, czy też Kolenda. Na pewno kibiców mocno podniósł na duchu Ike Nwamu, pakując piłkę z góry. Natomiast najważniejsza statystyka po czterech minutach wynosiła 4:11. Na szczęście szybko do gry włączył się Tyler Cheese, a za jego śladem poszedł Michał Kroczak. Niestety Legia ewidentnie miała sposób na naszą obronę, ponieważ mimo starań w ataku, Sokół za łatwo pozwalał na punktowanie pod własnym koszem. Nieco ponad dwie minuty do końca i przegrywamy już 12 punktami, lecz dzięki świetnym akcjom Cheese’a wracamy na 7 oczek. Ozdobą tej kwarty był bez wątpienia jego wsad przez ręce rywala.
Druga kwarta, a przede wszystkim jej pierwsze minuty, to był świetny okres dla Sokoła. Nowakowski, Cheese trafiali z dystansu, a za tym szła skuteczna obrona własnej deski. W połowie kwarty mieliśmy wynik 30:32, a więc o krok od rywala. Legia skutecznie odpowiadała za sprawą Holmana, czy też Dariusza Wyki. Niestety końcówka pierwszej połowy tego spotkania należała do przyjezdnych i po koncertowej grze Holmana Legia Warszawa schodziła do szatni z przewagą 11 oczek.
Były nadzieje, lecz bez happy endu
Po raz kolejny w tym sezonie przerwa uśpiła naszych zawodników. Nie ma co długo się rozpisywać o pierwszych pięciu minutach trzeciej kwarty, ponieważ to Legia prowadziła grę. Skuteczny Vital, ale również Wyka powiększali bardzo regularnie prowadzenie przyjezdnych. Na cztery i pół minuty do końca tej części gry Legia prowadziła już 46:65, co mogło mocno zaniepokoić kibiców, że kolejna porażka w tym sezonie się zbliża. Od tamtego momentu nastąpił zryw po stronie Sokoła, a kolejne punkty do swojego dorobku dorzucał Tyler Cheese. Kwartę kończymy ze stratą 12 oczek do gości, co jeszcze nie było wynikiem nie do odrobienia.
Czwarta, a więc ostatnia kwarta nie rozpoczęła się zbyt kolorowo, lecz szybko Sokół zdołał odpowiedzieć. Zrobił to oczywiście nikt inny jak Tyler, który rzucił bardzo ważne dwie trójki. Przy stanie 63:71 Marek Popiołek musiał wziąć czas, który miał za zadanie wybić z rytmu Sokół. Natomiast powrót na parkiet to kolejne punkty i nagle z 19 oczek zrobiło się tylko 5 punktów straty (66:71). Niestety powróciły demony, które były obecne w Ostrowie. Niemoc w ataku, która dawała szanse Legii na odpowiadanie, nagle wynik wrócił do stanu 68:77, a do końca zostało nieco ponad trzy minuty. Kolejne minuty były niestety podobne, a w dodatku z parkietu wyleciał Cheese za pięć przewinień. Ostatecznie Legia Warszawa wygrała to starcie 71:82.
Czego zabrakło?
Tak jak po każdym przegranym spotkaniu zadajemy sobie pytanie, czego tym razem zabrakło, aby odnieść tak upragnione przez kibiców zwycięstwo. Martwiliśmy się zbiórki i walkę o tablicę, natomiast to Sokół przeważał w zbiórkach (41 do 35). Forma rzutowa z dystansu też wyglądała bardzo przyzwoicie, ponieważ 12 trafionych trójek na 34%, to dobry wynik. Zagłębiając się w to spotkanie, należy na pewno powiedzieć, że Sokół bardzo mało próbował wchodzić pod kosz, a jeśli już to robił, było to nieskuteczne (12/30 za 2 punkty). Legia w tym aspekcie radziła sobie wręcz odwrotnie (25/42 za 2). W samej grze możemy upatrywać błędów w obronie, ponieważ Legia wielokrotnie miała okazję na „łatwe” punkty spod kosza. Ike Nwamu nie zaliczył zbyt udanego meczu, ponieważ zdobył jedynie 4 oczka, rozgrywając 16 minut. Na plus w tym meczu zaliczymy postawę Marcina Nowakowskiego (5 punktów), ale również Michała Kroczaka, który wykorzystał swoją szansę (8 punktów, 2 zbiórki i 2 asysty). Oczywiście najlepszym graczem na parkiecie ponownie był Tyler Cheese, który w porównaniu do ostatniego meczu poprawił skuteczność za trzy (5/11). W końcowym rozrachunku miał na koncie 25 punktów, 7 zbiórek i 3 asysty. Przed nami jeszcze 3 spotkania domowe z rzędu i musimy już w czwartek zanotować zwycięstwo, by liczyć się w walce o utrzymanie.
Okiem trenera
– Mecz bardzo ciężki z bardzo dobrym wynikiem. Chciałbym powiedzieć, że sytuacja w tabeli była zła, teraz jest bardzo zła. Z tego miejsca chcę bardzo powiedzieć, cieszę się, że mamy takich kibiców. Liczę, że w kolejnych spotkaniach domowych, które nam pozostały, że pomogą nam jeszcze raz – powiedział po meczu Łukomski
Leave A Comment