sessionm-67

SOKOLIM OKIEM PO MECZU: ŚLĄSK W KOŃCU WYGRYWA W ŁAŃCUCIE

Mimo walki w mocno osłabionym zestawieniu Muszynianka Domelo Sokół Łańcut uległ Śląskowi Wrocław 84:91. Wszyscy kibice zgromadzeni na hali MOSiR tworzyli niezwykłą atmosferę, lecz niewiele zabrakło, aby cieszyć się ze zwycięstwa. Kolejny raz na parkiecie liderował Tyler Cheese, który zdobył aż 34 punkty. Przegrana ze Śląskiem była ostatnim meczem w rundzie oraz ostatnim w 2023 roku.

Wszystkie ręce na pokład – no nie do końca

Sokół przystępował do tego starcia na fali ostatniej formy. Wygrywaliśmy przecież na wyjeździe dwa razy z rzędu, najpierw w Gdyni, a potem w Gliwicach. Jednak, gdy przychodzi się mierzyć z tak utytułowanym klubem, jakim jest WKS Śląsk Wrocław, to ostatnie spotkania nie mają znaczenia. Na pewno motywacja i pozytywne nastawienie było odczuwalne na treningach, ale do samego spotkania przystępowaliśmy w bardzo okrojonym składzie. Poprzez zapisy w umowie, z rotacji wypadł Michał Kroczak. Następnie na treningu urazu stawu skokowego doznał Biram Faye, nasz niezwykle istotny zawodnik. Musimy też zaznaczyć, że po kolejnej chorobie grał Kacper Młynarski. Tyle okoliczności negatywnych sprawiło, że wyzwanie z rangi trudnego, przemianowano na arcytrudne. Byliśmy świadomi sytuacji kadrowej po stronie Śląska Wrocław, który z kontuzjami zmaga się niemalże od samego początku. W tym spotkaniu powrócił jednak McCullum, co było jednym z najważniejszych czynników do końcowego tryumfu. Już w dniu meczowym wszystko było jasne, opieraliśmy się na postaciach Tylera Cheese’a, Adama Kempa, Terrella Gomeza czy Janisa Berzinsa. Warunkiem takiego oparcia było to, jak długo kondycyjnie będą w stanie postawić się Śląskowi. Jak zatem wyglądało to spotkanie?

Początek dawał spore nadzieje

Na pewno pierwsze minuty pozwalały myśleć, że dziś Sokół sprawi noworoczny prezent dla wszystkich swoich kibiców. Zdobywanie punktów rozpoczął lider naszego składu, a więc Tyler Cheese, który kilkukrotnie meldował się na linii rzutów wolnych. Co ciekawe, po kolejnych trafionych rzutach oraz po trójce Filipa Struskiego, Sokół prowadził nawet 13:7. Jednak potem wdarło się sporo chaosu, przez co doświadczeni zawodnicy Śląska szybko odpowiadali Voinalovycha, czy Gołębiowskiego. Przewaga szybko została zniwelowana i rozpoczęła się batalia punkt za punkt, czego dowodem był wynik 20:20, na 22 sekundy do końca pierwszej kwarty. Niestety rzutem na równi z syreną Parakhouski ustanowił rezultat po 10 minutach na 20:22.

Druga część tego spotkania również rozpoczęła się od bardzo wyrównanej walki i taki obraz gry miał miejsce do połowy tej kwarty. Wówczas od stanu 30:31 Śląsk Wrocław zaliczył run punktowy. Michał Sitinik zaliczył bardzo udane wejście, najpierw trafiając trójkę, by później wykończyć akcję 2+1. Sokół próbował jakkolwiek odpowiadać, by nieco zmniejszyć stratę punktową, ale do końca pierwszej połowy tego meczu to Śląsk ewidentnie złapał wiatr w żagle i na przerwę schodził, prowadząc 35:45.

Ciągła pogoń, lecz bez happy-endu

Mimo iż pierwsze punkty tej odsłony zdobył Adam Kemp, to Śląsk zdołał momentalnie powiększyć przewagę. Na tablicy wyników mieliśmy już bowiem 39:51. Po stronie gospodarzy formę utrzymywał najlepszy dziś na parkiecie Tyler Cheese. Niestety to było za mało, by szybko wrócić z wynikiem do walki. Ciągła wymiana ciosów była zdecydowanie na korzyść naszych rywali, którzy stale utrzymywali różnicę na poziomie 9, czy też 10 punktów. Nawet, gdy Cheese notował trójkę za trójką, to odpowiadali na zmianę McCullum oraz MIletić. Po 30 minutach gry mieliśmy 55:64.

Wszyscy zdawali sobie sprawę, że większość zawodników Sokoła praktycznie nie odpoczywała od początku tego meczu. Tyler, Terrell, czy Adam grali niemalże cały czas, a to nie było zbyt dobrym prognostykiem na ostatnią kwartę. Rozpoczęła się ona jednak dobrze dla nas, od skutecznej trójki Gomeza, ku uciesze kibiców. Jednak później ze znakomitej strony pokazał się Gołębiowski, który w krótkim odstępie czasowym rzucił 5 oczek. Na niecałe 7 minut do końca wynik wynosił 58:71. Gdy strata sięgała już nawet 14 punktów, do skuteczności wrócili nasi gracze. Rozpoczął to wszystko Janis i przy pomocy Struskiego oraz znowu Gomeza, zmniejszyli momentalnie różnicę, a tablica pokazywała 68:74. Po takim zrywie nastąpił chwilowy przestój, lecz Sokoły wcale się nie poddały. Na minutę do końca mieliśmy bowiem 79:83, a więc tylko cztery oczka do rywala. Niestety własne błędy oraz przekroczony limit fauli nie pozwolił, aby doskoczyć do Śląska. Ekipa z Wrocławia wiedziała, jak kontrolować tę końcówkę, dzięki czemu wygrali 84:91.

Nasi rywale zdecydowanie wykorzystali szerszy roster, który mieli dostępny, co pokazuje statystyka punktów zdobywanych przez graczy „z ławki”. Na pewno na plus zaliczymy skuteczność zza łuku, ponieważ Sokół trafił 15 trójek, na prawie 42%. Musimy również zaznaczyć taką rzecz, jak czas gry poszczególnych zawodników, którzy nie mieli opcji na odpoczynek. Tyler Cheese zagrał pełne 40 minut, po 38 Terrel oraz Adam, a po 30 minut Struski oraz Janis. Jednym słowem ciężko było walczyć jak równy z równym, przy tak krótkim rosterze.

Okiem trenera

Bardzo ciężkie spotkanie dla nas, przede wszystkim w tak krótkiej rotacji. To rzuca się w oczy, jednak tego nam najbardziej brakowało, w całym meczu było 0:36 w tym aspekcie. O samym meczu za wiele nie można powiedzieć, na pewno musimy to zobaczyć na powtórkach, ocenić pewne sytuacje. Musimy wyciągnąć wnioski, czy każdy dobrze interpretował to, co działo się na parkiecie – powiedział po meczu Marek Łukomski

majstal

Koniec roku oraz koniec rundy

Nadszedł moment, w którym Muszynianka Domelo Sokół Łańcut ma na swoim koncie 15 rozegranych spotkań. Niestety nie udało się z przytupem zakończyć rundy, ponieważ sytuacja kadrowa nie pozwoliła na równorzędną walkę ze Śląskiem. Na pewno od samego początku zmagaliśmy się ze sporymi problemami, kontuzje na starcie, wymiany kluczowych zawodników i kolejne serie kontuzji. Na pewno największym plusem ostatnich tygodni jest Tyler Cheese, który na dobre zadomowił się w Orlen Basket Lidze. Zaliczył on bowiem czwarty mecz ze zdobyczą minimum 30 punktów. Wydaje się, że Terrell Gomez również dobrze wpisał się w zespół Sokoła. Musimy też zaznaczyć, że bilans 4 zwycięstw i 11 porażek nie do końca oddaje naszą dyspozycję. Warto tutaj przytoczyć mecze z Dzikami, Zastalem, czy niedawny przeciwko MKS-owi Dąbrowie Górniczej. Bilans mógł wyglądać znacznie lepiej, lecz mamy świadomość, że teraz praca idzie w dobrym kierunku i nowa runda oraz kolejny 2024 rok będzie zdecydowanie lepszy. Kolejna okazja do poprawy formy już w niedzielę 7 stycznia. Do Łańcuta przyjedzie King Szczecin, więc liczymy, że Sokoły umilą nam start nowego roku zwycięstwem.

Leave A Comment

Save my name, email, and website in this browser for the next time I comment.