1-81

SOKOLIM OKIEM PO MECZU: NIEUDANE POŻEGNANIE

Każdy kibic przychodzący na mecz z GTK Gliwice był świadomy, że nie ma już szans na utrzymanie. Jednak na pewno większość fanów liczyła na optymistyczne pożegnanie hali z koszykarską ekstraklasą. Niestety w przedostatnim meczu tego sezonu, to GTK wygrało z Sokołem 71:96. Najlepiej na parkiecie spisywał się zdobywca 25 punktów – Mijović.

Coraz bliżej koniec pięknej przygody

Bardzo dużo obserwatorów, ekspertów koszykarskich nieraz podkreślało, że to właśnie drugi sezon po awansie jest tym najtrudniejszym. Niestety w przypadku naszego Sokoła potwierdziła się ta teza. Ostatni mecz Dąbrową był decydującym w kontekście utrzymania, a konkretnie jego braku. Do końca sezonu pozostały jeszcze dwa mecze, lecz będą to tzw. starcia o „pietruszkę”. Natomiast mecz z przyjezdnymi z Gliwic był ostatnim ekstraklasowym widowiskiem na naszej hali. Obiekt MOSiR nie był w tych rozgrywkach taką twierdzą, jak miało to miejsce w historycznym pierwszym sezonie. Udało się wygrać zaledwie trzykrotnie, co było zbyt małą liczbą, by myśleć o pozostaniu na tym poziomie. Jednak nikt nie odmówi tej hali atmosfery i poświęcenia kibiców, ponieważ to oni budowali niesamowity klimat przez cały sezon. Podczas pojedynku z GTK również dawali z siebie wszystko, a co działo się w samym spotkaniu?


Początek nie był taki zły

Wszyscy byli świadomi tego, iż przed tym spotkanie z drużyny odszedł Terrell Gomez, który trafił na zaplecze francuskiej ekstraklasy. Natomiast w tym spotkaniu zabrakło również Ike Nwamu oraz Artura Łabinowicza. Takie roszady w składzie sprawiły, że swoją wielką szansę otrzymał Mikołaj Płowy, który de facto zdobył swoje pierwsze punkty i to w jakim stylu. Pierwsze minuty nie wyglądały źle, ponieważ dobrze w spotkanie wprowadził się Marcin Nowakowski, ale również Mijović. W połowie pierwszej kwarty do głosu doszli goście, którzy od tamtego momentu budowali swoją przewagę za sprawą m.in.: Graya, czy Mcewena. Po 10 minutach gry tablica wyników wskazywała 15:20.

Po chwili przerwy widać było, że GTK wcale nie zwalania tempa, a wręcz przyspiesza. Busz, Henderson bardzo dobrze się spisywali, a po naszej stronie odpowiedzi Cheese’a, czy też Kroczaka pojawiały się dość rzadko. Szybko przewaga przyjezdnych zamieniła się w okolice 10 oczek, co poniekąd ustawiło to spotkanie do końca. Pod koniec tej pierwszej połowy Gliwice sumiennie powiększały różnicę punktową, co sprawiło, że po 20 minutach prowadzili już 39:53.

Po przerwie bez zmian

Widać było, że przez kilkanaście minut odpoczynku w Sokoła wstąpiła nowa, świeża krew i motywacja. Pierwsze dwie minuty były pod nasze dyktando, a potwierdzeniem tego była trójka Cheese’a, która zmniejszyła stratę do tylko siedmiu punktów (49:56). Niestety przez najbliższe kilka minut to tylko goście zdobywali punkty, a ofensywny marazm sprawił, że mimo dobrego wejścia w trzecią kwartę, nagle zrobiło się 49:68. Kolejne punkty zdobywał Mijović, dla którego to było najlepsze starcie w barwach Sokoła, natomiast już przed ostatnią częścią wynik był raczej do przewidzenia.

Ciężko cokolwiek więcej powiedzieć o ostatniej części, lecz na pewno pozytywnym akcentem był wsad Mikołaja Płowego, który tak jak wcześniej wspomniano, dostał dziś sporo minut. Kolejne punkty po naszej stronie notował Mijović, ale nasi rywale nie przestawali napierać. Losów spotkania nie udało się już odwrócić i Sokół w swoim ostatnim ekstraklasowym meczu na własnej hali przegrał 71:96. Było to oczywiście bardzo trudne spotkanie, tym bardziej że w składzie nie ma już podstawowego rozgrywającego (Gomez). Braki Nwamu oraz Łabinowicza również nie były pozytywnym bodźcem, przez co kibice nie ujrzeli w tym starciu zwycięstwa, lub choćby wyniku na styku. Najlepszy swój mecz w barwach naszej drużyny rozegrał Mijović, zdobywając łącznie 25 punktów. 16 oczek dołożył Tyler Cheese (rozegrał pełne 40 minut), a Struski oraz Kemp po 9.  

Okiem trenera

Na wstępie oczywiście gratulacje dla rywali. Na rozgrzewce sprawdzaliśmy, czy Ike oraz Artur mogą pomóc w grze, ale niestety nasza rotacja była skrócona do siedmiu graczy. Powtórzę się już któryś raz, my zawiedliśmy nieraz w tym sezonie, natomiast oni nas nigdy. Mam nadzieje, że mimo spadku, nie przynieśli wstydu miastu i otoczeniu. W sporcie ktoś zawsze musi zająć ostatnie miejsce, niestety tym razem padło na nas. Ja jedynie dziękuje, że mogłem być częścią tego zespołu, szkoda, że to zakończenie nie jest takie, jakie oczekiwaliśmy – powiedział Marek Łukomski.  

Leave A Comment

Save my name, email, and website in this browser for the next time I comment.