DSC_7044

SOKOLIM OKIEM PO MECZU: NIE UDAŁO SIĘ ZREWANŻOWAĆ W STARGARDZIE

Niestety powrót na parkiety PLK nie był dla nas udany. Spójnia Stargard postawiła bardzo twarde warunki na własnej hali, przez co ostatecznie wygrała 77:56. Najbliższe spotkania będą niezwykle ważne dla końcowego układu tabeli, dlatego liczymy, że uda się szybko wyciągnąć wnioski. Następnym wyzwaniem będzie Stal Ostrów Wlkp.

Powrót miał wyglądać inaczej

Wszyscy kibice, sztab oraz zawodnicy doskonale zdają sobie sprawę, w jakiej jesteśmy aktualnie sytuacji. Przerwa na rozgrywki Pucharu Polski miała być okazją do tego, aby potrenować, aby włożyć wszelkie starania w poprawę porozumiewania się na parkiecie. Tak jak wspominaliśmy w zapowiedzi tego meczu, większość składu jest nowa, brakowało zgrania i komunikacji, które można wypracować jedynie na przestrzeni czasu. Spójnia Stargard była w tym starciu zdecydowanym faworytem, lecz nie ma co się temu dziwić. Nadzieje dawała ostatnia dyspozycja naszych rywali przed przerwą, ponieważ nie punktowali tak, jakby oczekiwał tego trener Machowski. Niestety w tym meczu zabrakło Artura Łabinowicza, który bardzo wzbogacił polską rotację Sokoła, a teraz oglądał mecz z ławki rezerwowych, wspierając zespół. Nie zagrał jeszcze Tyler Cheese, który trenował już z drużyną. Jedna klub nauczony przeszłością, nie chciał ryzykować jeszcze zdrowia naszego najlepszego zawodnika. A więc, co wydarzyło się w Stargardzie?

Widmo słabego początku powróciło

Samo spotkanie rozpoczęło się bardzo pozytywnie, ponieważ szybko zza łuku trafił Terrell Gomez, co zapaliło małą iskierkę nadziei na to widowisko. Następne dwie minuty po prostu udawało się utrzymywać kontakt z rywalem, poprzez wykorzystywane rzuty wolne Kempa i Nwamu. Jednak w okolicy połowy kwarty Spójnia zaczęła nam odjeżdżać z wynikiem. Skuteczność Adama Łapety pod koszem oraz dobra gra na obwodzie sprawiły, że na tablicy było nagle 14:6. Gdy Sokół zdołał nieco się zbliżyć (16:12), nasi rywale bardzo szybko kontrowali taki obrót sytuacji. Trzeba podkreślić świetną grę obronną Spójni w tym meczu, przez co bardzo mocno destabilizowali atak drużyny z Łańcuta. Niestety pierwsza kwarta zakończyła się identycznym wynikiem, co w pierwszym spotkaniu, 25:12.

Drugą kwartę ciężko opisywać, ponieważ nie zobaczyliśmy żadnego zrywu tuż po syrenie. Wręcz przeciwnie ofensywny marazm mocno utrudnił nam zadanie. Kolejne punkty Kowalczyka, Simonsa, czy Brenka sprawiły, że momoentalnie przewaga urosła do nawet 22 punktów. Sokół na atak rywala odpowiedział dopiero po 5 minutach gry, trójką Filipa Struskiego. Końcówka tej części gry wyglądała podobnie jak pierwsza kwarta, przez co Spójnia ustawiała ten mecz pod siebie. Do szatni gospodarze prowadzili 49:28.

Druga połowa nie przyniosła zmian

Zwykle przerwa to czas na zmiany i szybkie reakcje na zaistniałe sytuacje na parkiecie. Tym razem niestety zabrakło skuteczności, by móc zanotować zryw i pogoń punktową. Nasi rywale dość spokojnie przeprowadzali kolejne akcje. Trafiali Daniels, czy też Brown Jr. Kibice czekali na reakcję i odpowiedź, którą zobaczyli dopiero po upływie 6 minut. Wówczas zobaczyliśmy kilka punktów z rzędu w wykonaniu Adama Kempa, czy też Delano Spencera. Spójnia oczywiście nie pozostała dłużna i po 30 minutach mieliśmy wynik 60:39. W ostatniej odsłonie już raczej każdy wiedział, że praktycznie nierealny jest powrót do tego rezultatu. W szczególności, gdy po niecałych pięciu minutach gry i trafieniach Brenka, czy też Gordona, rywale prowadzili 70:47. W końcówce wiele się nie zmieniło, z pozytywów można wymienić szansę na grę naszych młodych zawodników – Mikołaja Płowego i Patryka Jaźwy. Spójnia pokonała ostatecznie Sokół Łańcut 77:56.

Coraz mniej meczów do końca

Czas nieubłaganie ucieka, przez co z każdym kolejnym spotkaniem presja będzie coraz większa. Mecz taki jak teraz ze Spójnią, był kalkulowany, ponieważ zespół ze Stargardu był zdecydowanym faworytem, w dodatku na własnej hali. Jednak na pewno wszyscy oczekiwali lepszej gry, większej walki i meczu, po którym będzie można jasno stwierdzić, że przerwa przyniosła wymierne skutki. Jednak ciężko jest rywalizować z jakimkolwiek klubem, gdy skuteczność z gry wynosiła 33.9%. O ile udało się trafić 8 trójek, tak rzuty spod kosza i z pół dystansu na poziomie 39%, to zdecydowanie za mało. Co ciekawe, nie korzystaliśmy z błędów rywala, Spójnia zanotowała aż 22 straty. Co do skuteczności Ike nie był w stanie wstrzelić się w rytm, 3/16 z gry. Jako pozytyw możemy wymienić dyspozycję Adama Kempa, który zakończył mecz z celnością rzutową na poziomie 83%, końcowo miał na koncie 12 punktów i 9 zbiórek. Liczymy, że uda się szybko wyciągnąć odpowiednie wnioski, ponieważ pozostało jeszcze 8 meczów.

Okiem trenera

W skrócie, co można powiedzieć, bardzo słaba pierwsza połowa spotkania, która ustawiła przebieg całego meczu. Potem był okres w trzeciej kwarcie, gdzie nie mogliśmy zdobyć punktu, a Spójnia powiększała przewagę. Na pewno było widać, że nie zagraliśmy meczu w tej przerwie, tego rytmu nie było od samego początku. Spójnia jest bardzo mocnym zespołem, my wracamy do pracy i szykujemy się na mecz w Ostrowie. Chciałem podziękować kibicom za przyjazd tutaj do Stargardu, nie daliśmy im powodów do radości – powiedział Marek Łukomski na konferencji pomeczowej.

Leave A Comment

Save my name, email, and website in this browser for the next time I comment.