Niestety kolejne spotkanie Muszynianka Domelo Sokoła Łańcut zakończyło się porażką. Tym razem po bardzo dalekiej podróży rywale ze Słupska wygrali po zaciętej końcówce 92:90. Ciągłe starania i walka w końcu przyniosą rezultaty, liczymy, że będzie to już niebawem.
Wyjazd po zwycięstwo?
Naturalnie jako drużyna profesjonalistów do każdego spotkania należy podchodzić z nadziejami na wygraną. Teraz przyszło nam mierzyć się z Czarnymi Słupsk, którzy mają swoje problemy. Dużo kontuzji oraz odejście kluczowego zawodnika formacji, Michała Michalaka. Dużo pytań i zagadek przed tym spotkaniem musieli rozpracować nasi trenerzy, jednak kibice liczyli w końcu na przełamanie. Nie można ukrywać, że seria porażek zaczyna coraz bardziej martwić, dlatego potrzebujemy zwycięstwa jak tlenu. Teraz była szansa, jednak w żaden sposób nie można było zlekceważyć rywala. Było zauważalne, że nasi zawodnicy wyszli bardzo mocno zmotywowani i głodni sukcesu, jednak nerwowa końcówka i brak koncentracji w kluczowych momentach zaważyły. Choć może rozpocznijmy od pierwszej syreny tego spotkania.
Dobry początek, ale czy na pewno?
Chciałoby się rzec, że zaczęliśmy bardzo dobrze to spotkanie, lecz nie do końca. Fakt faktem Artur Łabinowicz zaliczył najpierw rzut za 2, a potem zza łuku, to jednak nie umieliśmy tego wykorzystać. Dobre otwarcie, a potem run w wykonaniu rywala, w dodatku Ike Nwamu wykorzystał tylko jeden z trzech rzutów wolnych, po faulu na nim. Czarni Słupsk dobrze dysponowani z pomalowanego doskonale wykorzystywali naszą niefrasobliwość w obronie. Formą imponowało tak naprawdę dwóch zawodników Caffey oraz Griciunas. W szeregach Sokoła widać było ewidentnie poprawę gry ofensywnej w porównaniu do pojedynku z Dzikami Warszawa.
Tuż po rozpoczęciu drugiej kwarty gospodarze nam doskoczyli na 9 oczek, lecz Sokół bardzo szybko wrócił do wyrównanego stanu. W tej odsłonie zdecydowanie utrzymywał się wynik na styku (3-4 punkty różnicy). Bardzo dobrze spisywał się znowu Artur Łabinowicz, ale również Adam Kemp po nieco słabszej pierwszej kwarcie, wrócił do punktowania. Jeśli chodzi o mankamenty naszej drużyny, to zauważalny był spadek formy zza łuku, jednak nie przeszkodziło to w odrobieniu start i zmniejszeniu przewagi jedynie na 2 oczka (45:43 do przerwy). Co prawda mogliśmy prowadzić, ponieważ trójkę trafił Ike, natomiast po weryfikacji okazało się, iż rzut był po czasie.
Dramaturgia w końcówce
Nie raz w tym sezonie mieliśmy problemy z tym, aby skutecznie wejść na parkiet po chwilowym odpoczynku. Tym razem na szczęście Ike Nwamu doskonale otworzył rzucaniem, trafiając zza łuku i Sokół objął ponownie prowadzenie. Idąc w jego ślady popularny Mija również takową trójkę trafił i nasza ekipa bardzo dobrze otworzyła tę część gry. Cały czas świetne prezentował Kemp, który pokazywał formę rodem z zeszłego sezonu w barwach Sokoła. Pod koniec kwarty Czarni doskoczyli na wynik 57:58, jednak wtedy do gry wrócił Terrell Gomez, którego brakowało bardzo w tym spotkaniu. Dwie trafione trójki i skuteczne odpowiedzi, które pozwoliły na wygranie trzeciej kwarty 62:67.
Ostatnia kwarta to dobry początek Artura Łabinowicza, bezbłędnego do tamtego momentu zza łuku. Po rozegranych dwóch minutach i po nieporozumieniu Ike’a z Terrellem Czarni wyszli na prowadzenie 71:70. Nieco później z parkietu zszedł Adam Kemp, doznając lekkiego urazu w starciu z rywalem, gra była punkt za punkt, jednak nasi gracze mieli już problem z faulami. Zdecydowanie był to nasz słabszy moment i korzystali z tego Czarni, ponieważ byliśmy świadkami wyniku nawet 76:72 dla gospodarzy. Jednak mimo kilku specyficznych gwizdków, zza łuku odpalili najpierw Terrell Gomez, a potem to samo zrobił Delano Spencer. Mecz był na styku i to było widać oraz czuć bardzo mocno, ponieważ Czarni Słupsk zdołali odrobić straty i wyjść na trzy punkty przewagi (81:78), po czym Łukomski zmuszony był wziąć czas. Po krótkiej przerwie znów to Czarni budowali przewagę, lecz ciągle byliśmy w grze, szczególnie po tym, jak Ike był faulowany przy rzucie z dystansu. Niestety brakło skuteczności na linii rzutów wolnych i to czarno-czerwoni ciągle byli na prowadzeniu. Na 17 sekund do końca wynik wynosił 91:84, lecz seria akcji Sokoła pozwoliła na zdobycie szybkich punktów. Koniec końców przewaga, którą zbudowali sobie rywale, okazała się zbyt duża do odrobienia i tablica wyników wskazała 92:90.
Co nie zagrało?
Wszyscy zastanawiali się, jak Czarni Słupsk zagrają bez Michalaka oraz praktycznie tylko 7-osobową rotacją ze względu na kontuzje. Niestety dla nas, bardzo skutecznie prezentowali się przede wszystkim Caffey oraz Griciunas. Ten duet łącznie rzucił 51 oczek naszemu zespołowi, znacznie przyczyniając się do zwycięstwa. Ciężko wskazać jednoznacznie, co zawiniło, ponieważ zaglądając tylko i wyłącznie w statystyki trudno to określić. 12 trójek na skuteczności ponad 40%, ale również celność z gry ogółem stojąca na dobrym poziomie. W tym spotkaniu możemy skupić się przede wszystkim na braku koncentracji w kluczowych momentach. Bardzo bolesna strata Ike’a przy podaniu do Terrella lub nierozwaga przy zbiórce Filipa Struskiego. Momenty, które nie możemy powiedzieć, że miały jawne odbicie na wyniku, lecz na pewno dekoncentrowały oraz rozbijały skupienie zawodników. Jeśli chodzi o plusy na pewno wymienimy, 17 punktów Adama Kempa, ponieważ brakowało w tym sezonie skutecznego centra. Po raz kolejny Artur Łabinowicz był w bardzo dobrej dyspozycji, trafiając 14 oczek. Ike Nwamu nieco poprawił się pod względem gry na piłce, tracąc tylko 2 razy posiadanie. Było sporo plusów, jednak to dalej nie jest gra, która pozwala cieszyć się ze zwycięstwa. Teraz pozostaje nam czekać na rezultaty pracy w przerwie i powrót na parkiet z dużym głodem walki.
Okiem trenera
– Gratulacje dla drużyny Czarnych Słupsk za zwycięstwo w tym spotkaniu, gratulacje dla Mantasa. Kolejne nasze spotkanie i znów dramaturgia. Dla nas ważne jest to, że po tym bardzo słabym spotkaniu poprawiliśmy się w naszych poczynaniach ofensywnych. Na pewno 90 punktów zdobytych może cieszyć, natomiast nie cieszy nas kolejna porażka. Dziękuję wszystkim kibicom, teraz pozostaje nam szukać spotkania na przełamanie. To zwycięstwo nadejdzie, ale jeszcze nie dziś. Będziemy się starać i będziemy mocno walczyć – powiedział Marek Łukomski.
Leave A Comment