fot_Marcin_Bodziachowski_Legiakosz4

SOKOLIM OKIEM PO MECZU: NIE TRAFIAMY ZZA ŁUKU.

Druga wyprawa Muszynianka Domelo Sokoła Łańcut do stolicy niestety okazała się nieudana. Stołeczna Legia Warszawa pokonała drużynę Marka Łukomskiego 87:78. Mimo próby powrotu w czwartej kwarcie, to gospodarze doskonale kontrolowali przebieg całego meczu. Zaliczyliśmy bardzo dobry początek, lecz potem nie było możliwości, by rozwinąć skrzydła. Po raz kolejny nasi zawodnicy pudłują większość rzutów za trzy. 20 punktów oraz 8 asyst zanotował w tym spotkaniu Correy Sanders, a pod koszem świetnie spisywał się Kemp (17 zbiórek). Nie udało się pokonać Goliata, na szczęście już w piątek kolejna szansa na zwycięstwo.

Faworyt był jeden, ale nie jechaliśmy bez nadziei

Nie tylko fani Sokoła, lecz całe środowisko koszykarskie było świadome, kto dziś będzie faworytem w tym pojedynku. Warszawska Legia na papierze wygląda imponująco, a pozyskane przed sezonem nazwiska stanowią o ich sile, budząc postrach w PLK. Na pewno nie rozpoczęli swojej gry tak dobrze, jakby sobie tego oczekiwali przed startem rozgrywek i do tego starcia przystępowali z bilansem czterech zwycięstw oraz czterech porażek. Większość obserwatorów była przekonana, że już w pierwszych kolejkach takie nazwiska jak Vital, Pipes, Kolenda, czy Ponitka będą zapewniać zwycięstwa. Należy natomiast podkreślić, że do tej pory na swoim parkiecie ,na Bemowie, doskonale wiedzieli jak dominować rywali. Rozegrali tam dotychczas cztery mecze i aż trzy z nich wygrali, przegrywając tylko w derbach z Dzikami. Z drugiej strony Muszynianka Domelo Sokół Łańcut ostatnio poprawił swoją formę, ponieważ po trzech meczach na własnej hali, zdołał dwukrotnie odnieść zwycięstwo. Końcem października naszą moc odczuła ekipa Czarnych Słupsk, a już niedługo później sensacyjnie bez punktów z Łańcuta wyjechała Stal Ostrów Wlkp. Teraz drużyna Łukomskiego nastawiała się na twarde spotkanie, bo jak inaczej nazwać pojedynek z Legią. Słaby początek sezonu z każdym meczem motywuje drużynę z Podkarpacia, by reperować bilans, który po zwycięstwie ze Stalą wynosił 2 zwycięstwa i 6 porażek. Niestety przewidywania tym razem się sprawdziły i to Legia odniosła swoją piątą wygraną, rewanżując się kibicom za klęskę z Treflem Sopot. By przeżyć to spotkanie jeszcze raz, musimy zacząć od samego początku.

fot: PLK.PL/Legia Kosz

Po raz kolejny dobre wejście w spotkanie

Znów mogliśmy zobaczyć to, czego Sokół Łańcut nie pokazywał od startu rozgrywek zbyt często, a więc dobre wejście w spotkanie. W pierwsze minuty świetnie wszedł Kacper Młynarski, który zdołał szybko zanotować 6 oczek na swoje konto. Z kolei po stronie gospodarzy stery od razu przejął znany ze świetnej formy w tym sezonie Vital. Jednak pierwsza kwarta, to skuteczność i walka na korzyść ekipy z Łańcuta, dzięki czemu kończymy na prowadzeniu wynikiem 15:19. Na Bemowie kibice gospodarzy byli nieco zdziwieni, ale to Sokół pokazywał naprawdę solidny basket. Z kolei drugą połowę bardzo efektywnie zainaugurowali Cheese oraz Kemp. Niestety powoli pozytywna energia opadała i to Legia zaczęła wracać na swoje tory. Szczególnie za sprawą Cowelsa III, ale również bardzo skutecznego dziś Holmana. Świetny start, prowadzenie po 10 minutach, dzięki temu wynik oscylował cały czas w granicy remisu. Widać było, że pod koniec drugiej kwarty Legia Warszawa łapała wiatr w żagle, odrabiając skutecznie straty, ale również budując małą przewagę. Po syrenie oznaczającej przerwę, stołeczna ekipa prowadziła 44:39.

Przespana trzecia kwarta

Musimy tutaj powiedzieć, że przerwa, chwila odpoczynku i regeneracji lepiej zadziała na podopiecznych Kamińskiego. Szybko trafione trójki Kolendy, aktywność Vitala i na Bemowie zapanowała zdecydowanie odmienna atmosfera. Hala poczuła, że ich ulubieńcy zaczęli pokazywać swój basket. Legia odskoczyła na ponad 10 punktów, co pozwoliło im skutecznie kontrolować mecz. Kompletnie zaspali tę część meczu zawodnicy Sokoła, ponieważ na minutę przed końcem kwarty numer 3, przewaga drużyny ze stolicy wynosiła już 20 punktów. W samej końcówce, tuż przed rozpoczęciem kolejnej kwarty, akcje Szczypińskiego oraz Correya zmniejszyły nieco i tak dużą różnicę. Ostatnie 10 minut to zdecydowanie czas Sandersa, który ten mecz zakończył z 20 punktami oraz 8 asystami na koncie. Skutecznie wchodził pod kosz, a później wykorzystywał rzuty osobiste po tym, jak był faulowany. Sokół poczuł moment do tego, aby wracać i odrabiać straty. Ku zdziwieniu hali nagle na tablicy wyników wybiło 67:60. Była nawet kolejna akcja na zmniejszenie strat, lecz nietrafiony rzut zemścił się w postaci trójki Cowelsa III. Mimo starań i chęci pogoni za wynikiem różnica na poziomie 10 punktów utrzymywała się do ostatniej syreny. Ciężko było odrobić stratę, która powstała głównie w trzeciej kwarcie, ponieważ tego czasu było jak na lekarstwo.

fot: PLK.PL/Legia Kosz

Niestety dalej nie siedzi zza łuku

Po takim spotkaniu nie sposób nie zerkać w statystyki, ale to jedynie utwierdzi nas w przekonaniu, iż nie był mecz naszego Sokoła. Przez 40 rozegranych minut oddali oni bowiem 27 rzutów zza łuku, trafiając jedynie 5. To dało końcową skuteczność na poziomie 18,5%, więc nadal brakuje nam celności. W dodatku jest to skandaliczna celność, która nie przystoi drużynie na tym poziomie. W przypadku tej drużyny to szczególnie rzuca się w oczy, ponieważ przez długi czas zespół z Łańcuta kojarzył się z ofensywną koszykówką z dużą ilością trafianych trójek. Kluczową różnicą była również liczba traconych piłek, ponieważ Legia skutecznie unikała błędów (tylko 6 strat na ich koncie). Sokół natomiast bardzo często tracił piłkę, przez co posiadanie, a w konsekwencji punkty (16 strat). Z pozytywów należy wymienić duet Sanders&Cheese, którzy zdobyli odpowiednio 20 i 21 oczek. Po raz kolejny potwierdzili, że można opierać na nich poczynania w ataku. Z dobrej strony pokazał się również podkoszowy Adam Kemp, ponieważ do 12 punktów dołożył aż 17 zbiórek. Po stronie rywala zdecydowanym liderem był Christian Vital (22 punkty oraz 7 asyst), lecz skutecznie pomagali mu również Cowels III oraz Aric Holman.

Okiem trenera

Gratulacje dla Legii oraz trenera Kamińskiego. Mamy swoje problemy, wcześniej to było wejście w spotkanie, teraz to się okazuje 3 kwarta. Zaczynamy zdecydowanie za miękko, zwłaszcza na takiej gorącej hali. Nie możemy czekać, nie oczekiwać na gwizdki. Był moment, aby chwycić kontakt, lecz jeśli w całym meczu notujemy 16 strat, a Legia tylko 6, w dodatku rzucamy jedynie 5 na 27 trójek, to jest to ciężkie zadanie. Czekamy na mecz przełamania zza łuku, nie wiemy, co jest przyczyną, więc musimy dalej nad tym pracować – powiedział na konferencji pomeczowej Marek Łukomski

Okazja do poprawy

Niestety nie udało się Sokołowi na Bemowie podreperować swojego bilansu, który aktualnie wynosi 2 zwycięstwa oraz 7 porażek. Niestety w starciu z ligowym goliatem, mimo szans, nie udało się odnieść wygranej. Oczywiście nie spuszczamy głowy i nadal walczymy o kolejne punkty, szczególnie że przed nami jeszcze trzy starcia wyjazdowe z rzędu. Najbliższe wyzwanie już piątek, kiedy to nasza drużyna uda się w daleką podróż do Torunia. Miejscowe Twarde Pierniki to nie będzie łatwe zadanie, lecz plan jest prosty – walka o zwycięstwo!

Muszynianka Domelo Sokół Łańcut: Cheese 21, Sanders 20, Kemp 12 (17 zb), Młynarski 8, Szczypiński 7, Nowakowski 4, Berzins 3, Struski 3

Legia Warszawa: Vital 22, Cowels 17, Holman 15, Ponitka 12, Kolenda 8, Wyka 6, Sobin 4, Pipes 3

Leave A Comment

Save my name, email, and website in this browser for the next time I comment.