A jednak to Goliat pokonał Dawida, w nawiązaniu do zapowiedzi tego meczu. Faworyzowany Trefl Sopot odniósł zwycięstwo wynikiem 79:82 we wczorajszym spotkaniu. Na pewno Sokół pokazał kawał dobrego basketu i serca do walki, lecz po bardzo wyrównanym starciu to bardziej doświadczony rywal wyjechał z Łańcuta zwycięsko. Już za tydzień mecz o być, albo nie być, z Arką Gdynia.
Trefl był faworytem
Nie ma co ukrywać, że w kalkulacjach, które czynili wszyscy trenerzy, kibice dawali dość małe szanse Sokołowi w starciu z Treflem. Nie można się temu oczywiście dziwić, ponieważ w lidze tylko Anwil jest wyżej pod względem bilansu. Drużyna Marka Łukomskiego miała swoje problemy kadrowe, ale powrót Artura na to spotkanie sprawiło, że rotacja wzrosła o jednego bardzo istotnego zawodnika. Nasi rywale nie ukrywali tego, że bardzo zależy im na zwycięstwie w Łańcucie, ponieważ chcą utrzymać miejsce wicelidera oraz postraszyć jeszcze Anwil w końcówce. Idealnym dowodem tego jest fakt, iż na to spotkanie przylecieli samolotem, by podróż była jak najmniej męcząca dla zawodników. Kibice Sokoła byli świadomi, że to starcie będzie bardzo trudne, ale to wiara umiera ostatnia. Do końca sezonu nie pozostało zbyt dużo czasu, natomiast wciąż jest szansa na utrzymanie. Jak poszło w tym meczu?
Sokół wleciał na zwycięskiej fali
Wiele mówiło się o tym, że nasza hala może być zdecydowanie dużym plusem i pierwsza część tego meczu doskonale to pokazała. Wszystko rozpoczęło się lekko niepokojąco, ponieważ szybko Trefl zdobył pierwsze pięć oczek, za sprawą Van Vlieta oraz Groselle’a. Natomiast szybko do gry włączyli się Cheese oraz Gomez, dzięki czemu rywale nie odskoczyli. Po świetnych akcjach Zyskowskiego na tablicy wyników widniała przewaga, która wynosiła już siedem oczek (10:17). Końcówka tej kwarty jednak pozwoliła odrobić straty, by na kolejną odsłonę wynik wynosił 21:25.
Na pewno dla kibiców to był dobry znak, że mimo przewagi przyjezdnych z Sopotu, nasi koszykarze nie przestraszyli się w żaden sposób. Trener Marek Łukomski mówił jasno, teraz najważniejszy jest wynik, a zawodnicy ewidentnie pokazywali, że to jest ich priorytet. Po chwili przerwy Filip Struski popisał się rzutem z dystansu, dzięki czemu doskoczyliśmy na punkt. Po serii punktowej Trefla, nasz szkoleniowiec poprosił o czas (24:30). Wydaje się, że to była kluczowa dla tej odsłony decyzja, ponieważ w następnych minutach oglądaliśmy trafione rzuty Cheese’a oraz Gomeza, a sam Trefl miał już osiągnięty limit fauli, nastał remis 30:30. Dysponujący dziś niezwykle celnym rzutem za 3 Terrell Gomez sprawił, że Sokół na niecałe trzy minuty do końca objął prowadzenie (37:35). Następne minuty to straszna niemoc strzelecka Trefla, co wykorzystywał jeszcze raz nasz rozgrywający, ale również Ike Nwamu – po 20 minutach Sokół niespodziewanie prowadził 43:35.
Mogło być tak pięknie, lecz brakło skuteczności
Całą połowę co prawda punktami rozpoczął Trefl, natomiast Sokół odpowiedział a sprawą Filipa Struskiego. Zespół rywali od pierwszego gwizdka po przerwie miał duże problemy z faulami, ponieważ po 70 sekundach gry, już było 3 przewinienia na ich koncie. Niestety dla naszego zespołu Trefl zaczął też lepiej trafiać, co ewidentnie miało na przełożenie na wynik. Po trzech rozegranych minutach było już 46:43, a więc ta przewaga mocno stopniała. Po kilku akcjach nieudanych po obu stronach, niemoc strzelecką przełamał Marcin Nowakowski. Rywale pracowali nad powrotem do wyniku, dlatego dzięki niektórym gwizdkom arbitra udało im się tego dokonać i na 4:21 do końca trzeciej kwarty mieliśmy 49:49. Niestety dziś nieskuteczny Tyler Cheese podjął kilka błędnych decyzji, a bezwzględny zza łuku był Jarosław Zyskowski (51:54). Tak jak już wcześniej było wspomniane, Trefl zdecydowanie poprawił skuteczność, co w końcu przyniosło im efekt i wyjście na siedmiopunktowe prowadzenie. Na nasze szczęście Sokół po raz kolejny nie łamał się serią rywala i doskoczył do przyjezdnych. Ostatecznie po trafionych rzutach wolnych Cheese’a kwarta zakończyła się remisem 60:60.
Ostatnia kwarta zwiastowała nam mnóstwo emocji, a co ważniejsze Artur Łabinowicz otworzył wynik delikatnym floaterem. Niestety tutaj musimy podkreślić, iż na 8 minut do końca całego spotkania czwarty a kilka sekund później piąty faul zanotował Tyler Cheese. Ostatnie, najważniejsze minuty Sokół musiał rozgrywać bez najlepszego strzelca. Wówczas było jasne, Nwamu oraz Gomez muszą wziąć sprawy w swoje ręce i najlepszym przykładem tego są dwie wykończone akcje z rzędu Ike’a. Na niecałe 7 minut do końca wynik wskazywał remis 66:66. Kolejne wymiany ciosów i przez znakomitą formę Jakuba Schenka Trefl prowadził już 70:74. Następne minuty to zdecydowanie był okres bez skuteczności obu stron. 120 sekund do końca, a na tablicy wyników obserwujemy remis, co tylko podkreślało dobrą dyspozycje Sokoła. Niestety doświadczenie Trefla i nasza nieskuteczność sprawiła, że to właśnie rywale zdołali w samej końcówce odskoczyć, na aż sześć oczek. Marek Łukomski zdecydował się wziąć czas, po którym świetnie rozrysował akcję rzutową dla Gomeza, jednak to nie wystarczyło. Ostatnie 1.4 sekundy na rzut dający remis, to było zdecydowanie za mało. Przyjezdni z Sopotu wygrali żółto-czarne debry ostatecznie 79:82.
Samo spotkanie było bardzo wyrównane, co wynik oddaje doskonale. Dziś niestety jeden ze słabszych meczów rozegrał Tyler Cheese (8 oczek), ale co najgorsze dla nas, poprzez 5 fauli na koncie zabrakło go w końcówce meczu. Natomiast doskonale wiemy, że nikt nie jest robotem, a my wiemy, że Tyler to jeden z najlepszych zawodników w naszej ekstraklasowej przygodzie. Po 21 punktów zdobyli w tym meczu Gomez oraz Ike, którzy podtrzymali formę z ostatniego starcia. W ich przypadku zabrakło skuteczności w kluczowych momentach i rzutach. Kolejny mecz Sokół traci mało piłek, tylko 10, co jest zdecydowaną poprawą. Liczymy, że również podtrzymana zostanie forma rzutowa, która wyglądała dobrze, a w pierwszej połowie wręcz świetnie. Do końca mało czasu, ale wiara musi być kluczem do pozostania w PLK.
Okiem trenera
– Szukamy tego ekstra zwycięstwa z tymi lepszymi zespołami. Niestety ta piłka dziś nie chciała wpaść w końcówce, to też pewnie przez tą nieco ukróconą rotację cały czas. Były otwarte rzuty dla Gomeza, czy Filipa, ale no nie wpadało, tak samo Adamowi ciężko było ciągle być na parkiecie. Żałuje tego meczu, bo to był naprawdę bliski mecz, ale niestety kolejna porażka. Podziękowania dla kibiców, bo z nimi jest nam zdecydowanie łatwiej. Ode mnie jeszcze wszystkim chciałbym życzyć wesołych świąt – powiedział Marek Łukomski.
Leave A Comment