434043172_931727762291880_8563576106349913000_n

SOKOLIM OKIEM PO MECZU: 90 DNI CZEKANIA, SOKÓŁ W KOŃCU ZWYCIĘSKI

Nie możemy ukryć, że ciągnąca się seria porażek bardzo mocno wpływała na mentalność nie tylko zawodników, ale i również kibiców. Tym bardziej że do końca sezonu pozostało bardzo mało czasu. Muszynianka Domelo Sokół Łańcut mimo braków kadrowych pokonała na własnej hali Arriva Polski Cukier Toruń 93:87, zapisując piątą wygraną na swoim koncie.

Musimy wierzyć do samego końca!

Doczekaliśmy się momentu przerwania tej bardzo męczącej i poniekąd bolesnej serii 10 porażek z rzędu. Jest to też fakt szczególnie ważny w obliczu naszej aktualnej sytuacji w tabeli. Przegrana z Toruniem byłaby znakiem, że szanse na utrzymanie spadły niemalże do zera. Przed tym meczem nastroje same w sobie były dość mizerne, czego też dowodem są słowa wyżej, natomiast tuż przed wejściem na parkiet dochodziły do nas kolejne martwiące sygnały. Do gry nadal nie był w stanie powrócić Artur Łabinowicz, który od momentu przyjścia stał się nieodzowną częścią zespołu. Jednak, co gorsza, straciliśmy na nieokreślony czas Mijovicia, a więc bardzo charakternego i walczącego gracza. Jego kontuzja jest na tyle groźna, że popularny Mija nie może w żaden sposób trenować, stąd wymagana przerwa. Takie informacje sprawiały, że kibice mogli z góry zakładać, tylko charakterem można wygrać to spotkanie. Siedmiu pozostałych zawodników w rotacji musiało ponieść cały zespół. O ile każdy zagrał niesamowicie, tak w tym meczu najważniejsze było niezawodne tego dnia trio – Cheese, Gomez i Nwamu. Jednak może zacznijmy od samego początku, jak Sokół poskromił Twarde Pierniki.

Niemrawy początek z oczekiwaną reakcją

Doskonale wszyscy wiemy, że niestety, ale Sokół ma tendencję do dość słabego wchodzenia w spotkanie, co również przytrafiło się tym razem. Na szczęście w ten czwartkowy wieczór nasi zawodnicy pokazywali od samego początku charakter i wolę walki. Niecałe trzy minuty upłynęły, a po trafieniach Kunca, czy też Diggsa, Toruń prowadził już 2:10. Szybko jednak wracamy z wynikiem, skuteczny Cheese, ale także Ike Nwamu, który w końcu zaczął trafiać od samego początku (11:12). Po tych akcjach widać było, że Sokół bardzo zachowawczo podszedł do spotkania, lecz szybko zostało to skorygowane, dzięki czemu pewnie zostaliśmy ciągle w walce i zasięgu rywala. Gdy po kolejnych celnych rzutach Adama Kempa wydawało się, że pierwsza kwarta zakończy się wynikiem 16:20, to na kilka sekund do końca świetnym rzutem z dystansu popisał się Washigton.

Zważając na to, że ostatni mecz z Toruniem przegraliśmy głównie przez drugą kwartę, niezwykle istotne było to, jak wejdziemy w tę część. Udawało się trzymać kontakt, Cheese notował kolejne zabójczo skuteczne akcje, ale również Nwamu pokazywał, że jest w tym meczu dobrze dysponowany. Gdy na niecałe 4 minuty do końca Terrell Gomez wykorzystał swoje dwa rzuty wolne, traciliśmy jedynie oczko do rywala (33:34). Niedługo później udało się po raz pierwszy objąć prowadzenie, za sprawą Tylera. Niesieni dopingiem kibiców Sokoły powiększyły szybko przewagę nawet do 6 punktów, takim też rezultatem zakończyła się pierwsza, bardzo dobra połowa tego meczu.

Z każdą minutą coraz bliżej zwycięstwa

Otoczkę tego spotkania każdy doskonale zna, więc jeśli po pierwszych 20 minutach prowadziliśmy, to presja na zespole była coraz większa. Na szczęście po zmianie strony nie widzieliśmy zastoju, a Marek Łukomski zmotywował graczy jeszcze mocniej, niż dotychczas. Trzecia kwarta, a przede wszystkim jej początek, to popis rzutowy Gomeza. Doskonale wiemy, jak potrafi rzucać za 3, natomiast w przeciągu dwóch minut aż trzykrotnie trafił z dystansu. Przewaga urosła już do nawet 10 punktów, co tylko napędzało zarówno zespół, jak i kibiców na trybunach. Oczywiście Toruń odpowiadał i pokazywał, że wie, jak naruszyć naszą defensywę, Cel, czy też Tomaszewski pokazywali się z dobrej strony. Jednak niesamowity dziś Cheese brał na siebie odpowiedzialność w najtrudniejszych momentach i co ważne, były to skuteczne decyzje. Za jego formą podążali Ike oraz Terrell, co pozwoliło na ostatnią kwartę wychodzić z wynikiem 68:56.

Wydawałoby się, że bardzo bezpieczny rezultat i nic złego nie może się już stać, natomiast Toruń pokazał, że nie złoży broni. Początkowo udawało się utrzymywać przewagę, bo dalej niezmiennie trafiał Tyler, ale w pewnym momencie po celnych rzutach Washingtona, czy też Smitha, na tablicy wyników widniało 83:77, a więc tylko 6 oczek. Wówczas reagował Łukomski, co pozwoliło przemyśleć, co zrobić w końcówce. Następne akcje wyglądały ciągle w ten sam sposób, ponieważ Toruń zdecydował na faulowanie i Sokół co chwile wykonywał rzuty wolne. Oczywiście jest to rodzaj taktyki i po szybkich akcjach z dystansu trafiał Smith, jednak na nieszczęście rywali, Cheese oraz Gomez bardzo pewnie oddawali rzuty osobiste. Zwieńczeniem zwycięstwa był jeszcze przechwyt Tylera, po którym Toruń wiedział, że to Sokół będzie dziś cieszył się z wygranej (93:87).

90 dni oczekiwania, w końcu zwycięstwo

Po wygranej Zastalu w starciu z Anwilem nasza sytuacja stała się bardzo ciężka, ponieważ do przedostatniej drużyny właśnie z Zielonej Góry traciliśmy 2 zwycięstwa. Spotkanie z Toruniem mogło prawie całkowicie pogrzebać już szanse na utrzymanie, lecz nasza 7-osobowa rotacja pokazała, że charakterem można wiele zdziałać. Natomiast największe słowa uznania należą się niezawodnemu trio – Cheese (35 punktów), Nwamu (21 punkty)  i Gomez (25 punktów). W tym spotkaniu zdobyli łącznie aż 80 punktów, co jest lwią częścią całego dorobku drużyny. Liderzy wzięli sprawy w swoje ręce i mamy 5 zwycięstwo w sezonie. Bardzo ważna była również postawa Adama Kempa, bo aż 14 razy zbierał piłkę spod obręczy, dzięki czemu nieznacznie wygraliśmy walkę na desce. Na pewno warto podkreślić skuteczność za trzy, ponieważ Sokół trafiał na poziomie prawie 42%. Natomiast największym pozytywnym zaskoczeniem była w sumie po obu stronach liczba strat: 7 po naszej stronie i 8 po stronie Torunia. Ostatni raz wygraliśmy jeszcze w tamtym roku przeciwko GTK Gliwice, więc teraz liczymy, że to będzie przełamanie w walce o utrzymanie. Kibice mogą znacznie na to wpłynąć, gdyż przed nami jeszcze dwa spotkania domowe z rzędu, najbliższe 30 marca. Wszyscy nadal wierzymy i kibicujemy!

Okiem trenera

W końcu doczekaliśmy się zwycięstwa. Bardzo nerwowy początek, ale chcieliśmy zacząć z dużo większą energią, niż ostatnio. Mimo że w końcówce Toruń trafiał trójki, to jednak ta przewaga, którą udało się nam wypracować, pozwoliła nam odnieść to upragnione zwycięstwo. Tę wygraną dedykujemy przede wszystkim naszym kibicom, ale także samym sobie, bo niestety ciągle dostajemy tym piaskiem po oczach, teraz np. kontuzja Mijovicia. Wyszliśmy zmobilizowani, zaangażowani, z jednym celem – wygrać – powiedział po meczu Marek Łukomski.  

Leave A Comment

Save my name, email, and website in this browser for the next time I comment.